poniedziałek, 14 maja 2012

Manufaktura Cukierków

Było niedzielne popołudnie. Przyjechała mama, więc spędzałyśmy je razem. Wreszcie, po całym dniu deszczowej pogody, zza chmur wyszło słońce, postanowiłyśmy zatem wybrać się na warszawską Starówkę. Na dłużej jednak zatrzymałyśmy się już na Nowym Świecie. Przyciągnął nas zapach słodyczy wydobywający się z Manufaktury Cukierków. Zdaje mi się, że kiedy przekracza się próg tego magicznego miejsca, mózg cofa się do poziomu szóstego roku życia. Tak było też w naszym przypadku... Najpierw rozpoczęłyśmy poszukiwanie anyżowych cukierków, których nie można znaleźć w zwykłych sklepach. Odnalazłyśmy je - żółte, zapakowane w celofanowy rożek, pyszne. Kupiłyśmy i usłyszałyśmy, że za 5 minut rozpocznie się pokaz. Pokaz? Czegoś, co by mnie tak zachwyciło, nie widziałam już dawno. Doświadczyłyśmy kilkudziesięciominutowego zalewu słodyczy podczas pokazu tworzenia od podstaw malinowych cukierków.


Najpierw wniesiono wielki gar z mieszanką wody, glukozy i cukru, podgrzanych do 150 stopni (1). Całą mieszaninę wylano do specjalnych form i podzielono na trzy części. Do jednej nie dodano nic, do drugiej czerwony barwnik z buraka, a do trzeciej zielony barwnik z alg. Mieszano, mieszano, aż karmel trochę zastygł. Wtedy podniesiono wielką żółtą kulę (2). Następnie młoda, szczupła dziewczyna (która, zaiste, musiała mieć wielką krzepę!) założyła grube rękawice chroniące przed temperaturą i rozpoczęła proces napowietrzania karmelu (3), by stał się biały. I rzeczywiście tak się stało! (4) Jednocześnie dowiedzieliśmy się, że cukierki tworzy się w ten sposób od XVII wieku :) Druga pani wałkowała różową i zieloną część, z których miała powstać malinka w środku cukierka. "Dobre sobie! Malinka? Takie cuda, to tylko w bajkach..." - pomyślałam. Z części masy zrobiono lizaki spiralki (5). Resztę powałkowano, powałkowano i jeszcze raz powałkowano (6) (7), złożono w trójkąt (7), zielone z białym w rulon, etc., zawinięto w białą, cukrową kołderkę (9), a wszystko jeszcze w różową otoczkę (10). No i wtedy się zaczęło... Wielkie rozciąganie! (11) Ciągnięto, ciągnięto i porobiono wąskie ruloniki (12). Kiedy już wszystkie były gotowe, dziewczyna zaczęła kroić je szpachelką w tempie ekspresowym (13). Przy każdym pokazie (jakieś 40 minut) powstaje 3500 cukierków! Można było poczęstować się pysznym, jeszcze ciepłym cukierkiem. I wtedy moim oczom ukazała się ona... MALINKA! (14) Coś niewiarygodnego, ale to fakt udokumentowany na zdjęciach :) Dodam, że na pokazie była tylko dwójka dzieci, a wiek pozostałych widzów wahał się od 20 do ok. 70 lat ;)
Jeśli będziecie kiedyś przechodzić Nowym Światem albo Tamką, wstąpcie do któregoś sklepu Manufaktury. Nie będziecie żałować! Powrót do dzieciństwa gwarantowany :)

Manufaktura Cukierków, Warszawa
Nowy Świat 21 lub Tamka 49
Pokazy odbywają się od 11, o pełnych godzinach.
http://www.manufaktura-cukierkow.pl

1
2

3




4
5



6

7

8
9
10
11
12
13
14

3 komentarze:

  1. Będę musiała się tam wybrać! Wprawdzie nigdy tego jeszcze nie widziałam, ale zachęciłaś mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. byłam w takim sklepie ale na Piwnej, tuż koło pl.Zamkowego.Cukiereczki przepyszne i można było sobie samemu zrobić lizaka...;)

      Usuń
  2. Zapraszam na moją stronę :) Można oglądać rzeźby, lizaki, cukierki - wszystko z karmelu, dużo nowych pomysłów :)

    https://www.facebook.com/sylwia.karmel.art

    OdpowiedzUsuń